Pierścień 1000 jezior
-
DST
617.00km
-
Czas
22:45
-
VAVG
27.12km/h
-
VMAX
58.00km/h
-
Podjazdy
4590m
-
Sprzęt Merida Big 9
-
Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 29 czerwca 2019 | dodano: 04.07.2019
Na miejsce sobotniego startu dotarliśmy z Adamem już w piątek wieczorem. Pole namiotowe niczym na Cape Epic :). Pakiet, odprawa, kolacja, malutkie piwko i spać. Noc średnio przespana, upał i emocje robią swoje. Plan to dobrze się bawić, liczę, że stać mnie na przejechanie trasy w 28h ale w domu mówię 30h, co by się nie martwili. Plusem całej zabawy jest to, że można obserwować nasze przemieszczanie się na stronie. Moje dziewczyny nawet potrafiły wnioskować "o tata wreszcie jedzie komuś na kole". Start z bazy mamy o 9:30 a ostry z Miłakowa oddalony o 7 km ja o 10:00. Mam sprawdzoną w mtb taktykę - pojechać spokojnie, nie prowadzić, korzystać z koła innych zawodników i jak najdłużej się nie zmęczyć - w końcu jestem debiutant-rutyniarz, nie?. Startujemy w 6 osobowych grupach co 5 minut, tak żeby na warmińsko-mazurskich drogach korków nie porobić, bo wyścig w normalnym ruchu. Obowiązują nas normalne przepisy, światła, przejazdy kolejowe i ścieżki rowerowe też. Moja grupa same młode chłopaki, głównie roczniki 80, na karbonowych szosach, myślę dadzą mi popalić, no cóż najwyżej odpadnę. Na starcie zespół regionalny, śpiewają 80 letnie Panie jest git, to lubię. Prezentacja zawodników, ruszamy, jakoś spokojnie ale to ultra no tak trzeba. Daję mocniejsze zmiany ale w zamian jakoś dostaję niewiele. Nosi mnie, no długo tak nie wyrobię. Takiego który dawał najlepsze zmiany namawiam na wspólną jazdę , ale wszystko na nic. Myślę trudno, taktyka taktyką ale ja tak kurna dłużej nie potrafię. Po 50 km wrzucam przeciętne velmarowskie tempo i żegnajcie chłopaki. Do Lidzbarka wyprzedzam około 20 osób, ale cały czas nie wiem czy nie przesadzam. W Lidzbarku na 70 km pierwszy PK - lista, stempelek, uzupełnienie bidonów, 3 minuty i w drogę i zostawiam na punkcie kolejne 20 osób. Cały czas wiatr w plecy, małe wzniosy nawet nie pagórki na liczniku 32-37 a w nogach moc. Na 110 kilometrze dogania mnie jakiś mocny zawodnik, grzeje z 42, łapię się na koło, myślę może będzie wreszcie kompanija. Jakoś daję radę, nawet z 2 razy daję zmianę tam gdzie mam najwięcej do zaoferowania, czyli pod górkę. Grzejemy jak dziki, wiatr w plecy, rzadko poniżej 35. Na długim nie stromym, zjeździe muszę jednak pęknąć, moja kochana mtb Merida nie ma przełożenia, żeby dokręcić 50/h. Kętrzyn przejeżdżam samotnie potem jest długi podjazd na którym wracam do kolegi, w ramach uznania zapoznajemy się i dostaję propozycje współpracy. Jedziemy na Sztynort asfaltem jak to określił Artur z roztopionych kaloszy, przydaje się mój amortyzator. Na 170 km dogania nas zawodnik z czołówki polskiego ultra - Kosma startujący w kategorii solo, pomimo tego że różnica prędkości jest znaczna Artur skacze za nim, a ja odpuszczam. Po kilku kilometrach spotykamy się w PK2 w Sztynorcie (180 km). Połykam 8 pierogów, bidony, lista, stempelek i w drogę. Artur odpoczywa. Dalej samotnie poprzez Kruklanki, Banie do Pk3 w Gołdapi - to już 240 km a ja czuję pierwsze zmęczenie. Lista, stempelki i do punktu PK4, czyli półmetka w Rutka-Tartak (310 km). Tu miały być prysznice, spania, obiady, ale było słabiej, umcyki za ścianą i jeden kibel dla wszystkich. Nic to, nie przyjechałem tutaj się kąpać a tym bardziej spać. Robi się ciemno, szybko jak to mam w zwyczaju zostawiam PK5 w Sejnach (345) i przede mną najgorsze jak myślę, płaska, prosta droga krajowa nr 16. Jadę oświetlony jak choinka ale kto by tam zmieniał światła na krótkie, przed nim tylko jakiś nienormalny rowerzysta, a nie autko które też może się zrewanżować. Wszystko się kiedyś kończy nawet 40 km droga nr 16. Augustów o północy bawi się, jadę po jakiś zabytkowych brukach wśród pijanej młodzieży. Jeszcze 20 km i PK6 Kordegarda (400), lista podpisana,. stempelka nie ma, sędzia śpi gdzieś albo pije ćort go wie. Jadę dalej, oczekując brzasku, bo jakoś w nocy słabiej mi się kręci. PK7 w Wydminach(470)i nie wiem co napisać - nadal samotność, chociaż ptaki zaczynają śpiewać o świcie. Policzyłem z nudów, że mam jakieś tam szanse na złamanie 24h. Motywacja rośnie, na trochę powraca mocniejsze tempo. Mijam Giżycko o świcie. Za Kętrzynem czuję, że siły mnie odpuszczają. Na szczęście pomaga mi święte miejsce. W Świętej Lipce dogania mnie 3 osobowa grupka. Po 10 km szybkiej ale wreszcie na kole jazdy jesteśmy na PK7 w Reszlu. Pierogi, lista, stempelek, grzecznie pytam czy pojedziemy razem. Zaczynają się niezłe górki. Dwóch naprawdę ma powera na podjazdach, niestety trzeci od nas odstaje. Na PK8 szybko wlewam wodę, dziękuję grzecznie, 58 km do mety i 2h10minut - myślę że doba będzie moja. Noga podaje, krajobrazy śliczne, górskie takie, serpentyny, dwu-trzy kilometrowe podjazdy które robię w szaleńczym jak na prawie dobowe zmęczenie tempie. Na ostatnich kilometrach nawet wylewam wodę z bidonów żeby być lżejszym, podjazdy w stójce 25h na godzinę, zjazdy pod 50. Na mecie 24h i 3 minuty, ale jestem szczęśliwy, że tak mocno potrafiłem to zakończyć. W wynikach wygląda to inaczej bo jest plus za dojazd do startu ostrego i to ok. Bez komentarz zostawię 1h kary dla mnie za PK6 w Kordegardzie. W sumie pojechałem sportowo, przerwy to tylko 90 minut, reszta to jazda. Plus to piękna pasująca mi trasa i pogoda, w sobotę wiatr w plecy, w nocy niemal bezwietrznie a niedzielę wiaterek przeciwny ale od 6:00. Czy tu wrócę, raczej nie, jest tyle pięknych miejsc.
komentarze
Gość | 11:11 piątek, 5 lipca 2019 | linkuj
Za brak stempelka na PK w Kordegardzie. Rozmawiałem na mecie wyczuwało się satysfakcję że będą mogli kogoś ukarać, rozwiali moje złudzenia. Dla mnie sprawa drugorzędna, ja wiem że na tym PK byłem i oni też przyznali, że tam byłem. Takie dziwne towarzystwo.
Dzięki wielkie za gratulacje :).
Dzięki wielkie za gratulacje :).
Gość | 20:10 czwartek, 4 lipca 2019 | linkuj
Piękny opis Gratuluje wyniku Dlaczego kara czasowa? Nie składałeś protestu?
Gość | 20:10 czwartek, 4 lipca 2019 | linkuj
Piękny opis Gratuluje wyniku Dlaczego kara czasowa? Nie składałeś protestu?
Komentuj